
Zrelaksowany i śmierć
Czego najbardziej się boimy? Śmierci! Tak bardzo, że często ją wypieramy ze świadomości, aby w ogóle o niej nie pamiętać. I wcale nie pojawia się pierwsza jako odpowiedź na pytanie które zadałem na początku. Jednak gdy wgłębimy się we wszystkie inne strachy okaże się, że są zasilane właśnie tym największym. Sprawa epidemii wpisuje się w to doskonale. Pokazuje nam jak bardzo kruchym stworzeniem jesteśmy i że jest sporo obszarów na które zupełnie nie mam wpływu.
Jak zapewne większość ludzi lubię mieć poczucie bezpieczeństwa. Być przygotowanym na wiele scenariuszy życiowych, bo przecież nie wiadomo który wystąpi. A przecież bez wątpienia śmierć się pojawi. Prędzej czy później, czasami zupełnie niespodziewanie. Jeżeli więc ubezpieczamy się przed zdarzeniami jedynie mniej lub bardziej prawdopodobnymi, to o ile bardziej warto przygotować się do czegoś co nastąpi na pewno! Łatwo powiedzieć – tylko jak to zrobić?! Ktoś kto umarł, nie powrócił do żywych aby przekazać nam relację i dać instrukcje jak się zachowywać – choć znane są przypadki osób, które przeżyły śmierć kliniczną. To normalne, że boimy się tego co nieznane. Choć grecki filozof żyjący jeszcze przed naszą erą – Epikur – dał taką radę: Śmierć wcale nas nie dotyczy. Bo gdy my istniejemy, śmierć jest nieobecna, a gdy tylko śmierć się pojawi, wtedy nas już nie ma.
Jednak nie o umieraniu chcę tutaj pisać, a o życiu ze świadomością, że jest ograniczone czasowo. O odpowiedzi na pytanie jak żyć, skoro wiem, że na pewno umrę? Codziennie praktykuję odpowiedź na to pytanie i w czasie pandemii koronawirusa wzięło mnie, żeby o tym napisać. Bo przecież ogarniająca ludzi panika, strach przed zarażeniem jest obawą właśnie przed śmiercią. Większość ludzi chce żyć i nie przyjmuje do wiadomości tej prawdy, że życie się skończy i kurczowo się go trzymają. A w wielu przypadkach zbyt mocne trzymanie się czegoś raczej nie służy komfortowi, a raczej przyczynia się do zniszczenia nadmiernie ściskanego obiektu.
Ja też chcę żyć. Kocham życie, które nie przestaje mnie zaskakiwać. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że to, że żyję nie zależy ode mnie. Nie zdecydowałem o swoim przyjściu na świat – choć fakt, mogę zdecydować, żeby go opuścić. Odkładając na bok tę opcję, nie jestem w stanie zapewnić jak długo będę żył. W każdej chwili może zdarzyć się wypadek samochodowy, może mnie ktoś zabić, mogę zachorować – jest to poza moją jurysdykcją. Za to ode mnie zależy aby bezpieczne prowadzenie auta, unikanie miejsc niebezpiecznych miejsc czy zachowywanie zasad higieny w czasie pandemii. Tego typu działania. Chyba większość ludzi tak robi – no może poza piratami drogowymi.
Ale jak w codziennym życiu poradzić sobie ze świadomością przemijania? Cóż, gotowej, uniwersalnej recepty nie podam, nie wiem czy taka jest. Takie rzeczy proponują religie obiecując (kolejne) życie po śmierci i uzależniając je od tego jak się zachowujemy obecnie. Religia jest osobistą sprawą każdego, więc nie będę rozwijał tego tematu. Każdy z nas jest odpowiedzialny za poukładanie sobie tego w głowie, najważniejsze, żeby się nie oszukiwać. Skuteczność jest miarą prawdy – a spokój w sercu to odczucie nie do podrobienia i każdy wie czy je ma. U mnie świadomość śmierci powoduje chęć intensywnego przeżywania życia – obecnie nie tyle w wymiarze ilościowym przeżyć, co ich jakości i głębokości. Chcę cieszyć się każdym dniem, każdą wręcz chwilą i mieć świadomość, że wiele spraw nie jest tak ważnych jak się początkowo wydaje – na przykład tych związanych z pracą, czy powodami do niezadowolenia w stosunkach międzyludzkich. W obliczu śmierci są śmiesznie nieistotne. Z kolei inne są wręcz bezcenne ze względu na swoją niepowtarzalność – jak czas z dziećmi, które właśnie dorastają.
Warto korzystać z doświadczeń innych, którzy zgłębiali ten temat. Bronnie Ware – pielęgniarka opiekująca się umierającymi, zauważyła kilka powtarzających się tematów, o których mówili jej pacjenci i opisała to w książce Czego najbardziej żałują umierający?:
- Żałuję, że nie miałem więcej odwagi żyć życiem prawdziwym dla mnie, a nie życiem, którego oczekiwali ode mnie inni
- Żałuję, że pracowałem tak ciężko
- Żałuję, że nie miałem odwagi wyrażać swoich uczuć
- Żałuję, że nie pozostawałem w kontakcie ze swoimi przyjaciółmi
- Żałuję, że nie pozwoliłem sobie na bycie szczęśliwszym
Powyższe tematy nie wymagają komentarza, jednocześnie zachęcam do przeczytania książki i poznania historii wielu ludzi, których już nie ma na tym świecie.
David Servan – Schrieber, nieżyjący już lekarz, opisał swoje doświadczenia z chorobą nowotworową stojąc w obliczu śmierci. W książce Antyrak – nowy styl życia czytamy, że wszyscy chcemy czuć się potrzebni i użyteczni dla innych. To poczucie stanowi nieodzowne pożywienie dla duszy. Gdy ta potrzeba nie będzie zaspokojona, powoduje cierpienie szczególnie bolesne w obliczu śmierci. Strach przed śmiercią polega w znaczne mierze na przekonaniu, że nasze życie nie miało żadnego znaczenia, że żyliśmy na próżno, a nasze istnienie nie było istotne dla nikogo i niczego. To bardzo ważne, abyśmy umieli określić nasze najbardziej autentyczne potrzeby i stosować je w postępowaniu oraz w związkach z innymi ludźmi. Dopiero z tego płynie poczucie wdzięczności dla życia takiego, jakim ono jest. A w ostatniej swojej publikacji – Można się żegnać wiele razy – pisze: Nie wolno nigdy, pod żadnym pozorem zaniechać najcenniejszej ze wszystkich rzecz – szczerego śmiechu. Nawet wtedy gdy jest się śmiertelnie chorym. Uśmiechnijmy się więc przed kolejnym akapitem 😉
Inny lekarz – Paul Kalanithi – będący w analogicznej sytuacji zauważył w swojej książce Jeszcze jeden oddech pisanej aż do ostatnich chwil, że w życiu nadchodzi chwila, moment kulminacyjny, gdy suma zgromadzonych doświadczeń ugina się pod ciężarem szczegółów egzystencji. Najmądrzejsi jesteśmy właśnie wtedy gdy trwamy w tej chwili. Akceptująca otwartość na to co się właśnie dzieje, bez nadmiernych oczekiwań wnosi w serce spokój. Zdajemy sobie sprawę, że życie jest ciągłą zmianą, która potrafi zaskakiwać. Jak powiedział Jonathan Haidt – psycholog społeczny, profesor na Uniwersytecie w Nowym Jorku – życie przypomina film na który przychodzimy ze sporym opóźnieniem i z którego będziemy musieli wyjść przed końcem.
Każdy dzień można traktować jak życie w pigułce – rano rodzimy się budząc, a wieczorem umieramy usypiając. Tomasz Mazur w książce O stawaniu się stoikiem opisuje ćwiczenie o nazwie Melete thanatou – trening w umieraniu: pomyśl, że oto żyjesz ostatni dzień i cokolwiek czynisz, czyń z wyraźną świadomością tego faktu. Nie marnuj chwili, nie lekceważ żadnego ważnego dla ciebie człowieka, pogódź się ze światem. Rozlicz się ostatecznie ze sobą i światem, załatw ze sobą i innymi wszystkie ważne sprawy, powiedz wszystkie ważne słowa. Seneka – kolejny grecki filozof – zachęca, abyśmy każdy dzień przeżywali tak, żebyśmy pod wieczór mogli powiedzieć Swojem już przeżył jakbyśmy już byli gotowi w pogodzie ducha rozstać się ze światem. Wtedy okaże się, że myśl o śmierci pozwala prawdziwie cieszyć się życiem. Świadomość końca naszej egzystencji pozwala intensywnie przeżyć chwilę obecną.
Warto też przygotować się do śmierci w bardziej praktycznym wymiarze. Jeżeli jesteśmy w związku małżeńskim i mamy małe dzieci, to aby oszczędzić partnerowi dodatkowych problemów w przypadku niespodziewanego odejścia – warto sporządzić testament. Dlaczego, jak i po co – po szczegóły odsyłam tutaj. Dodatkowo, jeżeli w rodzinie mamy podział obowiązków i ogarniamy coś o czym partner nie ma pojęcia – warto zostawić mu spisaną instrukcję co i jak ma robić. W moim przypadku była to instrukcja obsługi domu, finansów, samochodu itp. I samemu nauczyłem się obsługiwać to co czego nie robię na co dzień.
Dwa lata temu odeszła moja Mama. Chorowała. Cierpiała. Razem z żoną i rodzeństwem byliśmy przy Jej ostatnim oddechu. Było to bardzo mocne doświadczenie. Inaczej patrzę od tego momentu na rzeczywistość. Widziałem też jak zaczyna się życie uczestnicząc w porodzie moich dzieci, które obecnie są niemal dorosłe i w niczym nie przypominają tych malutkich człowieczków, którymi nie tak dawno byli. Zmiany, zmiany, zmiany – kołacze mi w głowie. Rozglądam się dookoła, uśmiecham, cieszę się, że (ciągle) żyję. Jestem przekonany, że akceptacja tego, że przemijamy i na pewno umrzemy jest niesamowicie uwalniająca. Pozwala w pełni cieszyć się tym co jest i intensywnie przeżywać każdą chwilę 🙂